To, co mi się najbardziej podoba w Stranger Things, że jest to prawdopodobnie pierwsza próba robienia serialu/filmu w stylu lat 80 na poważnie, nie jako ironicznej groteski neonowych-schwarzeneggerowych wytworów filmowych tego okresu, przy której można się jedynie bardziej lub mniej pośmiać. Największą frajdę będą mieć osoby wychowane na kulturze tamtych czasów, ale nie jest to potrzebna wiedza, aby się wciągnąć w historię. Przede wszystkim, dlatego bo to bardzo dobrze nakręcony serial z dobrze zagranymi postaciami (przez większość czasu zadawałem sobie pytanie "skąd wytrzasnęli tak wiarygodnych w swoim aktorstwie dzieciaków?") i świetną muzyką.
Utwór z początku pierwszego odcinka - w tym momencie wiedziałem, że będzie soczyste 80s show, ale nie wiedziałem, że na tak wielu poziomach
Opowieść wydaje mi się takim powrotem do dziecięcych marzeń o przygodzie z przyjaciółmi. Ówczesnych snów rozbudzanych przez telewizję i kino. Z drugiej strony mamy miłosną opowiastkę o dorastających zakochanych nastolatkach, a z trzeciej horror o istocie z lasu. Do tego sporo mrugnięć w kwestii klisz (
[ Spoiler ]
ta brzydsza umiera, źli ludzie ścigający dzieci na rowerach
) oraz ujęcia "gdzieś to już widziałem". Twórcy bawią się tym wszystkim robiąc zupełnie nową historię, która może nie jest jakaś szczególnie oryginalna, ale wciągająca, tym bardziej, że autorzy czasami zmieniają twardo utarte efekty niektórych klasycznych motywów (
[ Spoiler ]
czy ja dobrze zrozumiałem, że "dobry" komendant sprzedał miejsce pobytu dziewczynki za bezpieczeństwo reszty dzieci na końcu?
).
Troszkę byłem zawiedziony końcówką, ale może to kwestia zbyt wielkich oczekiwań oraz nieznajomości pewnego numeru X-men z lat 70, do którego scena nawiązuje
faktycznie jest sporo odniesień do lat '80.
Sporo to małe słowo, to cholerna gra na podświadomości widzów
No i coś zabawnego od College Humor