
Master Rallye - Wyścig Mistrzów (2001)
Gra rajdowa mojej młodości wraz z Network Q RAC Rally Championship, Rally Championship 2000 (lata 90) i Colin McRae Rally 2.0 (lata 2000).
W przeciwieństwie do wymienionych wcześniej produkcji tytuł niszowy, który nie zdobył na świecie wielkiej estymy, nawet nie wiem, czy miał normalne wydanie pudełkowe w Polsce (nigdy takiego nie widziałem). Za to myślę, że trochę osób może tą grę pamiętać z gazet.
Była ona dołączana do numeru "Komputer Świat Gry" z lipca 2003 roku:
Oraz magazynu Play z maja 2004 roku (obydwa wydawane przez Axel Springer Polska, który jest określany w internecie jako polski wydawca gry) I w takiej formie można ją znaleźć do dzisiaj na aukcjach Allegro. Można też sobie pobrać wersję z jakiegoś chomika, bo niestety firma Steel Monkeys, która zrobiła tą grę już nie istnieje, a wersji cyfrowej nie da kupić, więc w sumie na takim piractwie nikt niczego nie traci.
Od strony technicznej gra ma pewne problemy techniczne na Windows 10. Po instalacji gra nie chciała się uruchomić i prosiła dalej o płytę (mimo, że ta była w czytniku), ale ściągnąłem z internetu patch no-cd, pozwalający grać bez płyty i zaczęło działać. Problemy też u mnie występowały w menu - gra po wyborach potrafiła dłużej ładować kolejne opcje, ale wystarczy użyć "przycisku windowsa", tym samym wyjść z okna gry do pulpitu, po chwili wrócić i momentalnie zwieszenie znika. Jeśli chodzi o kwestie pada to mi gra poszła spokojnie z gamepadem od Xbox Series S. Nie działają co prawda analogi, ale do niczego w tej grze nie będą potrzebne. D-pad, przyciski z literkami i jakiś bumper do "przywracania auta" wystarczą (nie polecam prawego triggera do gazu w starych grach, to nie te czasy czułości, lepiej ustawić sobie po prostu B lub A).
Gameplay znaleziony na youtube:
Co do samej gry to moim zdaniem bardzo przyjemna i w zasadzie kierowana do żółtodziobów (poza jednym wyjątkiem, o którym na koniec mojej opinii). Można się dobrze pobawić przez kilka dni ^^ Na początku trzeba się nieco przyzwyczaić do fizyki jazdy, ale nadal jest ona odrobinę bardziej arkadowa niż w innych tego typu grach i można się z nią szybko oswoić. Nawet jak będziecie popełniać drobne błędy na trasie to nie musicie się martwić o przeciwników. Ci nie są agresywni, trasy są bardzo szerokie, zawsze jest kilka skrótów, gdzie można nieco ściąć sobie drogę, w przeciwieństwie do przeciwników, którzy zawsze wybierają standardowy tor ruchu. Wśród aut do wybory zawsze jest samochód, który osiąga najlepsze wyniki na danych trasach, ponadto po restarcie każdego "turnieju" są za każdym razem losowani przeciwnicy z niego innymi samochodami, więc jest szansa na wolniejszych konkurentów (nie będziesz się ścigać także z samochodem, który ty posiadasz). Można nawet taranować konkurentów z drogi i ich blokować. Nawet save'y w turnieju kończą się dopiero po ukończeniu wyścigu, więc zawsze możesz przerwać wyścig i rozpocząć go od początku, nie martwiąc się o punktacje. Tak ogólnie prezentuje poziom dwóch głównych trybów - "Puchary" i "Master Rallye", które odblokowują się wzajemnie, a potem późniejsze tryby. Trochę ciężej prezentują się tryby "Zaproszenie" i "Wyzwanie" - w pierwszym jedziesz przeciw trzem konkretnym autom i jest jeszcze spoko, ale w drugim jedziesz przeciw jednemu mając z góry ustalony samochód. Niektóre wyścigi (które odblokowują się jeden po drugim) będą przypominać walkę malucha z ferrarri


No i dochodzimy do ostatniego wyścigu tego trybu, czyli rywalizujemy z furgonetką z lodami. Gdy podchodziłem kilkanaście lat temu do tego wyścigu myślałem, że to jakiś nieznaczący żarcik, a tutaj okazuje się, że to najtrudniejszy, przesadzony samochód w całej grze, czysty koszmar. Lodziarnia porusza się jak wariat - jedzie się z ogromną prędkością, nie robi praktyczne błędów, nagle w przeciwieństwie do poprzednich przeciwników potrafi wykorzystywać skróty na trasie, ciąć po łąkach, i co gorsza nie da się go staranować. Jest jak czołg, jeśli spróbujesz go dotknąć to na 100% ty ucierpisz. Podsumowując ten ostateczny wyścig graczy musi przejechać idealnie, szybko i mieć nadzieję, że lodziarnia zrobi choć minimum... (z podkreśleniem MINIMUM, bo tylko na tyle możesz liczyć) błędu np wjedzie do wody na dwie sekundy. Z dwie godziny przechodziłem ten etap

---
Need for Speed - Underground (2003)
Grę miałem przechodzić pierwotnie na emulatorze PS2, ale ta wersja trochę dzisiaj straszy grafiką tekstur. Przede wszystkim płyta, którą mam, potrafi przycinać obraz podczas wgrywania danych. Dodatkowo produkcja nie jest dostępna na żadnym sklepie cyfrowym, wiec wiecie...


Obecnie ta muzyka z gry mi już troszkę zbrzydła, więc wolałem sobie słuchać czegoś na youtube (w sumie w większości gier muzyka bardzo mnie teraz szybko nudzi ^^'). Same trasy nadal naprawdę potrafią wciągnąć, ale przez pierwsze kilka dni. Poza driftem i chyba dragami, mamy tutaj jedną dużą mapę (w tym wypadku miasto) i na niej odbywają się różne wyścigi w różnych konfiguracjach przez co widzimy często te same odcinki. Na początku jest fajnie, ale po 30 etapie masz uczucie, że już wszystko widziałeś.
Powiem tak - nie skończyłem tej gry, zatrzymałem się na około 98 etapie. Na pewnym poziomie samochody przeciwników jadą tak szybko, że nawet nitro nic tu już nie pomaga. Trzeba jechać idealnie, a czasem jeden wyścig to 5 kółek. Problem w tym, że w grze mamy motyw wyjeżdżania samochody z bocznych uliczek (po prostu respawnują z uliczek, w które nie możesz wjechać). Przy małej szybkości nie jest to irytujące, ale przy dużej właściwie pojawiają się one nagle przed maską i nie masz szans zareagować. I jest to połowa problemu, drugą jest sytuacja, w której jak już wjedziesz w te auto i wpadasz w bullet-time - mam wrażenie, że efekt dotyczy to jedynie mojego auta, a już rywali nie za bardzo. Na początku nie jest to problemem, ale gdy już wrąbiesz w przypadkowy samochód super szybką bryką uzyskaną pod koniec gry, to koziołkujesz w tym bullet-time'ie nawet dobre 20 sekund, po którym możesz już spokojnie wczytywać wyścig od początku, bo już nie dogonisz przeciwników

Na tym etapie stwierdziłem, że nie jestem masochistą i odpuszczę sobie. Nie mam już 15 lat, aby poświęcać czas na tak karkołomne wyzwania, które nic nie zmienią w moim życiu ^^' Ogólnie dobrze bawiłem się, potem trochę znudziłem się, a na końcu stwierdziłem, że nie będę zastępować nudy frustracją


---
Quake Enhanced (2021 / 1996)
Remake pierwszego Quake'a z 1996 roku, którego dostałem cyfrowo za darmo na GOG-u, bo kiedyś kupiłem u nich oryginał (podobno taki sam prezent otrzymali posiadacze Quake'a na steamie). Ogólnie obydwie wersje są sprzedawane razem... nawet teraz w przecenie za 16 złotych.
https://www.gog.com/game/quake_the_offering
Trailer:
Jeśli ktoś grał w Quake za młodu to będzie uradowany. W zasadzie jest to ta sama gra, tylko z podbitą rozdzielczością, lepszym oświetleniem, większą liczbą kratek. Wszystko wygląda tak jak gracze zapamiętali, więc nie trzeba już sięgać po oryginalną grę, aby potem mieć pretensje do siebie, że zniszczyło sobie dobre wspomnienia

Poza podstawową kampania w ramach gry są wszystkie dodatki, także ten powstały po latach w 2016 z okazji 20-lecia i nowy z 2021 roku, z okazji wydanego remake'a. Łącznie jakieś ok. 70-90 leveli do przebrnięcia

Quake jest grą odrobinie wymagającą, ale nie tak trudną jak to było przy niektórych etapach poprzedniej gry Id Software - Doom 2. Grę przeszedłem w miesiąc i pomijając, że czasem ginąłem nie zdarzyło mi się dłużej utknąć na jakimś levelu. W zasadzie to problem miałem tylko raz na finalnej planszy dodatku z 2016 roku (ta, która nawiązuje do planszy finałowego bossa w podstawowego Quake'a), ale to nie była kwestia umiejętności, co po prostu w pewnym momencie gracz zostaje odcięty od sekcji wcześniejszych i jak nie ma wystarczającej liczby amunicji to nie znajdzie jej już i będzie szarżować na finałowe potwory z siekierą - ta ma moc ognia względem nich jak ciupaga kupiona na zakopiańskich straganach

Swoją drogą jak już wspomniałem o finalnym bossie z podstawowego Q. to zdałem sobie sprawę, że jak ktoś miał oryginalnego Quake'a w 1996 roku, a nie znał angielskiego, ani nie miał info z żadnej gazety o grach to musiał mieć niezłą zagwozdkę z jego pokonaniem. Mimo, że jest on teoretycznie najprostszym przeciwnikiem w całej grze

W sumie Quake po tym remasterze u mnie urósł. Zawsze byłem wtedy większym fanem konkurencyjnego, kolorowego Duke Nukem 3D, a pierwszy Q. to był trochę taki wstępny, bury eksperyment z poligonalną grafiką w FPS-ie. Zwłaszcza obecnie podobał mi się ten nowy, śliczny etap z ruinami sanktuarium.